Kto zapłaci za zwiększenie deficytu budżetowego i drukowanie pieniędzy
Pakiety pomocowe są potrzebne, aby firmy przetrwały czas pandemii. Jednak za przesadne zwiększanie deficytu budżetowego zapłacą posiadający oszczędności, a kapitał będzie trafiał do ryzykownych przedsięwzięć, ze względu na złą alokację.
W tym roku mamy sytuację absolutnie wyjątkową, bo choć rząd miał ambicje wykonania budżetu bez deficytu, to już przed pandemią było wiadomo, że będzie to trudne, a teraz wiemy, że deficyt budżetowy będzie bardzo duży.
- W odróżnieniu od sytuacji z przeszłości, teraz nie ma powodów do obaw związanych z finansowaniem deficytu budżetowego, bo do gry włączył się NBP – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. – Finansowanie deficytu bezpośrednio przez bank centralny budzi jednak wiele wątpliwości. Tego rodzaju działania na świecie nie są jednak nowe, znane są od poprzedniego kryzysu w 2008 r., ponieważ koszt obsługi długu jest wtedy niski. Odnosi się wrażenie, że rządy przestają przejmować się deficytami budżetowymi.
Drukowanie pieniędzy, jak to się żargonowo określa, oznacza zwiększanie sumy bilansowej banku centralnego poprzez skup obligacji. Nie można tego jednak robić w nieskończoność. Ktoś kiedyś będzie musiał za to zapłacić.
- Moim zdaniem zapłacą za to przede wszystkim oszczędzający, bo gdy bank centralny sztucznie zaniża stopy procentowe to oprocentowanie lokat bankowych jest bardzo niskie, nie przewyższa inflacji – komentuje ekspert XTB. – Taka sytuacja prowadzi też do złej alokacji zasobów w gospodarce, nie trafiają one tam, gdzie będzie rozwijała się produkcja i jako społeczeństwo będziemy bogatsi.
Doświadczenia krajów Zachodu - po poprzednim kryzysie – pokazują, że później, gdy gospodarka się ożywi, rządy bardzo niechętnie odchodzą od takiej polityki budżetowej, a gdy dług publiczny jest coraz większy, to każdy kolejny kryzys staje się coraz groźniejszy.