Najbardziej niebezpieczna pułapka inflacji
Od ostatniej stagflacji, której skutki zszokowały inwestorów minęło już czterdzieści lat. Ze względu na wysoką inflację pojawiają się obawy, że taki scenariusz może powtórzyć się właśnie teraz, a będzie wywołany rekordowym drukowaniem pieniędzy.
Stagflacja to wyjątkowo nieprzyjemne zjawisko. To wolny wzrost lub stagnacja gospodarcza w połączeniu z szybkim wzrostem cen. Jak się można domyślać, jest to nieprzyjemne tak dla uczestników życia gospodarczego, jak i dla inwestorów.
- Nie jest to sytuacja częsta, bo zwykle jest tak, że do wygenerowania presji cenowej potrzebny jest wzrost gospodarczy i mocny popyt i dzięki temu firmy mogą podnosić ceny – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. – Jeżeli jednak utrwalą się oczekiwania inflacyjne, bo konsumenci akceptują wzrost cen i domagają się podwyżek wynagrodzeń, to może okazać się, że wzrost gospodarczy zwolni, natomiast inflacja nie zatrzyma się. Najsłynniejszy jest okres stagflacji w USA w drugiej połowie lat 70. XX wieku, bardzo nieprzyjemny dla rynków finansowych.
Ostatnio inflacja w wielu krajach na świecie mocno wzrosła (w Polsce w lipcu wynosiła 5,0% r/r). W USA w czerwcu wyniosła 5,4% r/r. Oczywiście przynajmniej częściowo jest ona przejściowa, a do tego popyt jest bardzo silny. W czym więc problem? W tym, że popyt stymulowany jest ekspansją fiskalną niczym podczas wojny i kiedy ten efekt ulegnie wyczerpaniu popyt może nagle się załamać.
Sprzedaż w USA jest znacząco powyżej trendu sprzed pandemii, a to dlatego, że dochody gospodarstw domowych wzrosły skokowo – dzięki programom rządowym.
Sztuczna eksplozja popytu i covidowe restrykcje sprawiły, że dziś problemem dla firm nie jest popyt, a brak dostaw, rąk do pracy i rosnące koszty (i w tym oczywiście mają pomóc zerowe stopy procentowe i dodruk). Ryzyko jest takie, że inflacja się utrwali, a popyt ostatecznie „siądzie”, akurat wtedy, gdy firmy podniosą swoje zdolności produkcyjne.
Rekordowe drukowanie pieniędzy trwa w wielu krajach, a symbolem takiej polityki stał się Fed. Można oceniać, że stał się wzorem dla NBP, skoro w I półroczu 2021 r. dodruk pieniędzy wynosił 53 mld zł, co oznacza wzrost o 7,4 % r/r.
- Ta skrajnie luźna polityka pieniężna NBP, gdy mamy zerowe stopy procentowe na pewno wspiera inflację, sam NBP to przyznaje mówiąc o tym „otwartym” tekstem – komentuje ekspert XTB. – Kwestią dyskusyjna jest czy takie działanie obecnie jest nadal potrzebne i jakie mogą być jego efekty.
Co na to rynki, jak reagują na politykę banków centralnych? Rynek przede wszystkim jest zalany pieniądzem. Zarządzający, rozliczani z benchmarku (takiego jak S&P500) muszą martwić się tym, co zrobić z pieniędzmi aby nie zostać z tyłu, a nie tym, co za kilka miesięcy (a może nawet dalej) wydarzy się z globalną gospodarką. Oczywiście, wszelkie historyczne relacje biją po oczach, ale przy takiej manipulacji stopami procentowymi ze strony banków centralnych inwestorzy muszą zobaczyć, że grunt dosłownie sypie się im pod nogami.
Natomiast Chiny robią rzeczy sprytnie i myślą długofalowo. A to oznacza, że podczas gdy Zachód (szczególnie USA) bezmyślnie pompują popyt, Chiny wciskają hamulec. Ma to sens, bo pozwoli im nieco skorygować własne nierównowagi, jednocześnie korzystając z popytu zagranicznego. Natomiast istnieje ryzyko, że ściągną spowolnienie akurat wtedy, gdy popyt w USA i Europie również wytraci impet.
Czy stagflacja to bazowy scenariusz? Jednak nie. Co wiemy? Polityka pieniężna deformuje proces alokacji zasobów (rządy i nieefektywne firmy wydają pieniądze, których normalnie trafiłyby do efektywnych firm), a ogromny interwencjonizm wywołał skok przejściowego popytu (szczególnie w USA). Jest jasnym, że ten przejściowy popyt spadnie. Jest jasnym, że polityka centralnego planowania, szczególnie gdy priorytetem są krótkowzroczne cele polityczne, jest mniej skuteczna niż alokacja rynkowa prowadzona w ramach rozsądnych regulacji. To przełoży się na wolniejszy wzrost gospodarczy w przyszłości – ale kiedy? Czy już jesienią, bądź z początkiem 2022? Czy rządy nie będą chciały ugrać jeszcze trochę czasu, wymyślając nowe programy pomocowe finansowane dodrukiem? (np. pod przykrywką 4-tej fali) Czy ewentualne spowolnienie nie będzie dezinflacyjne bo spadnie popyt na surowce, a firmy (które w międzyczasie rozbudują zdolności produkcyjne) będą walczyć o klienta? Jesteśmy w sercu (niefortunnego) eksperymentu, który może mieć wielorakie skutki, prawdopodobnie nieopisane jeszcze przez historię ekonomiczną.
- Żyjemy w bardzo nieprzewidywalnym okresie, cykl koniunkturalny został bardzo zaburzony i nie bardzo wiadomo w jakim jego momencie obecnie jesteśmy – dodaje P.Kwiecień. – Tak wysoki popyt nie utrzyma się, to wtedy dowiemy się, gdzie jesteśmy.