Olej po smażeniu frytek uratuje polski transport?
Udział odnawialnej energii w polskim transporcie jest niższy niż średnia unijna. Polska najpewniej nie wypełni unijnego celu odnawialnej energii na 2020 r. Szansą, aby to zmienić, są biopaliwa, a wśród nich olej po smażeniu frytek.
Dwa lata temu okazało się, że udział OZE w polskim transporcie spada zamiast rosnąć. Po likwidacji szarej strefy szybko wzrosła konsumpcja paliw, co nie przełożyło się na biopaliwa. W 2018 r. coś jednak drgnęło, udział OZE wyniósł 5,63 proc. To nadal o wiele za mało. Udział zielonej energii elektrycznej w transporcie liczony jest praktycznie tylko na kolei.
Średnia unijna to ponad 8 proc., zaś obowiązek na 2020 r. to 10 proc. udziału OZE w transporcie. Co można zrobić, by nadgonić obowiązek? Wynik poprawiamy tylko dzięki biopaliwom. Zużyto ponad milion ton biopaliw, przy prawie 25 mln ton ogólnej oficjalnej konsumpcji paliw płynnych. Co ważne, wzrosło też wreszcie wykorzystanie "zaawansowanych" biopaliw, np. z odpadów, które w unijnych statystykach liczą się podwójnie.
Więcej biokomponentów jednak trudno wpuścić na rynek. To dlatego rafinerie robią testy współuwodornienia (HVO). W instalacjach przerabiane są zmieszane frakcje ropopochodne z olejami roślinnymi lub tłuszczami zwierzęcymi. Efektem końcowym są węglowodory (produkty przemiany ropy) zawierające biowęglowodory (z olejów roślinnych). W procesie wpółuwodornienia nie jest możliwe fizyczne wydzielenie „czystego biokomponentu”. Końcowy produkt jest zresztą nawet lepszy niż tradycyjny diesel z ropy.
- Orlen i Lotos rozwijają już technologie wykorzystania oleju na przykład po smażeniu frytek do produkcji biopaliw – mówi w rozmowie z MarketNews24 Bartłomiej Derski, ekspert WysokieNapiecie.pl.
Temat jest wart traktowania całkiem serio. W Polsce zużywamy już ponad milion ton biopaliw. To one pomagają obniżyć emisje w transporcie. W najbliższych tygodniach wejdzie w życie nowe rozporządzenie, które pomoże w "zazielenieniu" oleju napędowego na polskich stacjach.