Przyśpieszenie zamykania kopalń wszystkim nam się opłaci
Wydobywamy najdroższy węgiel na świecie, a powinien być jeszcze droższy, aby kopalnie nie wykazywały strat. Rachunki dla gospodarstw domowych powinny być wyższe, aby ratować kopalnie. I do tego zmierzmy od lat, obniżając także konkurencyjność gospodarki.
W połowie października Sejm skierował do dalszych prac w Sejmowej Komisji Finansów Publicznych rządowy projekt ustawy budżetowej na rok 2025 i rządowy projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach służących realizacji ustawy budżetowej na rok 2025.
W projekcie przyszłorocznego budżetu dla górnictwa węgla kamiennego zapisano dokładnie 3 mld 555 mln zł. Kwota ta będzie pochodzić z kilku źródeł. Najwięcej zapisano w dziale „dotacje i subwencje”, to 3 mld 322 mln zł. Przy czym w tej sumie wyszczególniono 2,4 mld zł jako tzw. dopłaty do redukcji zdolności produkcyjnych. Ustawę umożliwiającą te dopłaty uchwalono w 2021 r. żeby ratować zbankrutowane górnictwo. Rząd PiS zgodził się pokrywać w ten sposób straty na wydobyciu węgla w nierentownych kopalniach. W zamian górnicze związki zgodziły się łaskawie na zamknięcie kopalń w 2049 r. co i tak jest datą kompletnie nierealistyczną, bo węgiel nie będzie tak długo potrzebny.
- Ten mechanizm funkcjonuje od 2022 r., gdy podpisano tzw. umowę społeczną – mówi w rozmowie z MarketNews24 Rafał Zasuń, red.nacz. WysokieNapiecie.pl. – Za powstający dług płacimy my wszyscy, jako podatnicy, a ta forma pomocy publicznej jest nielegalna, nie została zatwierdzona przez Komisję Europejską, która nie bardzo wie co z tym zrobić.
Ustawa przewiduje, że przedsiębiorstwo górnicze, objęte systemem wsparcia stopniowo wygasza działalność wydobywczą wyznaczonych kopalń, a w zamian dostaję dopłatę – różnicę między kosztami działalności wydobywczej, a przychodami ze sprzedaży węgla. Dopłata ta może mieć formę dotacji z budżetu państwa albo podwyższenia kapitału zakładowego obligacjami Skarby Państwa.
Ponadto prawie 215 mln zł znalazło się w rubryce „dotacje celowe i podmiotowe”. W obu przypadkach adresatami publicznych pieniędzy są „podmioty górnictwa węgla kamiennego”.
Resztę dopełnią pomniejsze transfery, zapisane w kilku innych pozycjach budżetowych. Zatem rząd planuje już „na twardo” przetransferować prosto z budżetu państwa do górniczych spółek ponad 3,5 mld zł.
Ale to nie wszystko. Resztę planowanych wydatków znajdziemy w projekcie ustawy okołobudżetowej. Tu znalazło się kolejne 5,4 mld zł dla górnictwa, z zastrzeżeniem że jest to kwota maksymalna. Dodatkowo sposób jej transferu jest nieco inny.
Jak wynika z uzasadnieniu projektu ustawy okołobudżetowej, przewidywane na rok 2025 dopłaty do redukcji zdolności produkcyjnych podmiotów węgla kamiennego mogą przewyższyć kwoty ujęte w ustawie budżetowej. Rząd planuje przekazanie Ministrowi Przemysłu obligacji skarbowych o wartości do 5,4 mld zł, a minister przeznaczy je na podwyższenie kapitału zakładowego przedsiębiorstwa górniczego, korzystającego z dopłat do ograniczania wydobycia, czyli Polskiej Grupy Górniczej, Południowego Koncernu Węglowego (dawniej Tauron Wydobycie) i Węglokoksu.
Obligacje te oczywiście trzeba będzie spłacić wraz z odsetkami, ale nie zrobią tego spółki górnicze lecz zrzucimy się wszyscy, jako podatnicy. Zatem w przyszłym roku rząd może przetransferować do górnictwa nawet 9 mld, z których prawie 7 mld zł w zamian za ograniczenie wydobycia.
Przy czym rząd w ogóle tego ograniczenia wydobycia nie zakłada. W załączniku „Budżet państwa w układzie zadaniowym” jest tabelka pokazująca planowane wydobycie węgla na najbliższe trzy lata. Okazuje się, że w latach 2025 i 2026 wydobycie węgla ma nie spadać i wynieść 48 mln ton. Dopiero w 2027 spadnie o 1 mln ton.
W rzeczywistości wydobycie spada samo, bo skoro siada popyt to górnicy nie mają motywacji do zwiększania efektywności, zwłaszcza, że ich pensje i tak są od tej efektywności oderwane.
To wszystko jest tym bardziej smutne dla polskiej gospodarki i gospodarstw domowych, bo jedynym racjonalnym działaniem jest szybkie zamknięcie kilku nierentownych kopalń i pozostawienia tylko tych najlepszych, czyli Rybnika i Bogdanki.
- Komisja Europejska będzie chciała zobaczyć jakiś całościowy program odejścia przez Polskę od węgla i nie zgodzi się na datę 2049 rok – komentuje ekspert WysokieNapiecie.pl. – Tempo wypierania elektrowni węglowych przez OZE i elektrownie gazowe już jest tak szybkie, że elektrownie pracują przez mniej niż pół roku, a za 2-3 lata spalą jeszcze mniej węgla czyli wydobywany węgiel będzie jeszcze mniej potrzebny. Kwota powstających strat z powodu wydobywania węgla będzie więc jeszcze wyższa.
Będziemy coraz więcej tracić jako podatnicy, dopóki któryś rząd zdecyduje się na odważniejsze decyzje.
- Trzeba w kopalniach zorganizować referendum, zaproponować górnikom wyższe odprawy w zamian za wcześniejsze odejście od węgla, wszystkim nam to się opłaci – wyjaśnia Rafał Zasuń.