Psucie krajowej waluty niszczy finanse gospodarstw domowych
Lepiej nie znaleźć się w takiej sytuacji. Japonia stała się krajem o wiele tańszym dla turystów z powodu rekordowego osłabienia jena. Zyskują eksporterzy, rosną kursy ich akcji, a najbardziej traci na tym japońska gospodyni domowa.
Prawie niezauważenie przeszedł niemal 40-letni rekord słabości jena. Popularny Japończyk przeżywa trudne chwile nie od dziś, a jego słabość jest jednym z odcieni globalnej hossy.
- Japonia wyrosła na światową potęgę gospodarczą dzięki postawieniu na eksport, przeganiała USA jako lidera technologicznego, a ze względu na mniejszy rynek wewnętrzny to eksport odgrywał dla japońskich firm wyjątkowo ważną rolę – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. – Ten model działał, dopóki japońska gospodarka nie dostała zadyszki, a jednym z jej powodów jest demografia, silnik gospodarczy się zatarł, a jedynym pomysłem było ponowne postawienie na eksport przez osłabienie waluty i zbyt niskie stopy procentowe, nawet ujemne.
Słaba demografia prowadzi do tego, że Japończycy oszczędzają na przyszłe emerytury, ograniczają konsumpcję, co uderza w gospodarkę, a pełzające osłabianie jena trwa już kilkanaście lat. Jednocześnie maleje siła nabywcza oszczędności gospodarstw domowych.
Robi wrażenie jak bardzo Japończycy – nie chcąc zmierzyć się z problemami strukturalnymi (tu akurat nie są sami) i próbując utrzymać konkurencyjność poprzez pełzającą dewaluację doprowadzają do zubożenia społeczeństwa. Według danych MFW przed Japonią pod względem PKB per capita są już Tajwan i Korea, a tuż za nią są Estonia czy Czechy!
Dla wielu „aktorów” obecny stan rzeczy jest pożądany. Firmy z nastawieniem na eksport realizują zyski, BoJ popisuje się realizacją celu inflacyjnego, Nikkei szaleje z rekordami, grający na długo zarabiają na swapach i umocnieniu dolara. Kto traci? Japońska „gospodyni domowa”, czyli raczej nie głos, który w tej narracji może coś zmienić. To oznacza, że struna się napina i napina, a wiadomo jak takie historie się kończą. Pytanie nie „czy”, a „kiedy”.
- Słaby jen oznacza, że dolarowe PKB na mieszkańca Japonii to obecnie już mniej niż połowa tego dla USA – podkreśla ekspert XTB.
Mocny amerykański dolar powoduje, że para USDJPY przebija swoje lokalne szczyty z końca kwietnia i znalazła się najwyżej od 1986 roku. Para na stałe zameldowała się powyżej poziomu 160. To oczywiście podnosi pytanie, czy japońskie władze ponownie jak niecałe dwa miesiące temu zdecydują się na interwencję walutową.
Interwencje walutowe w długim terminie są nieskuteczne i musiałoby dojść do wyraźnej zmiany w fundamentach japońskich czy amerykańskich, aby skutkiem tego było stałe umocnienia jena. Do takiej sytuacji doszło na jesień 2022 roku, gdy słabość amerykańskiego dolara pozwoliła na umocnienie się jena. Jen zaczął mocno tracić od grudnia zeszłego roku, pomimo tego, że zaczęto spekulować na temat obniżek stóp procentowych w USA, a w Japonii na temat podwyżek.
Jesteśmy już za pierwszą podwyżką w Japonii od 17 lat, która miała miejsce w marcu. Kazuo Ueda, szef BoJ zasygnalizował, że jeśli dane uzasadnią taki ruch, możliwa będzie podwyżka w lipcu. Biorąc pod uwagę słabość jena, który może doprowadzić do znacznego wzrostu inflacji importowej, podwyżka jest nawet bardziej niż wymagana. Do tego wszystkiego możliwe będzie, iż ten bank centralny zdecyduje się w lipcu na zmniejszenie zakupu obligacji. Wobec tego BoJ może poczekać jeszcze na idealny moment na interwencję, kiedy zbieg okoliczności w USA i w Japonii będzie sprzyjał spadkowi na parze USDJPY.
Chociaż jen jest najsłabszy do dolara od 1986 roku, to w przypadku złotego, jen jest najsłabszy od 2008 roku i ewentualny urlop w Japonii może nie być wcale taki drogi, jak jeszcze kilka lat temu.
- W polityce gospodarczej drogi na skróty zwykle odbijają się czkawką i płacimy za nie finalnie wysoką cenę – podsumowuje P.Kwiecień z XTB.