Rekordowa cena złota nie wynika z szukania bezpiecznej przystani
Złoto nigdy nie było tak drogie. Jego cena ustanowiła w marcu nowy historyczny rekord, przekraczając minimalnie poziom 2 200 USD za uncję. Sytuacja jest jednak bardzo nietypowa, bo indeksy giełdowe też są na bardzo wysokich poziomach.
Minimalna cena złota z okresu ostatnich 5 lat to 1 268 USD, z takiej perspektywy wzrost jest imponujący. Z perspektywy rocznej zmiany mamy odbicie do 2 200 USD z najniższej wyceny 1 825 USD za uncję.
Na rynku mamy nietypową sytuację, bo inwestorzy szukają stóp zwrotu. Pieniędzy na rynku jest dużo, a nastroje inwestorów są dobre.
- Złoto goni inne aktywa, których wyceny rosną od dłuższego czasu, a zwłaszcza indeksy giełdowe i kryptowaluty – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. – Jeżeli wyceniamy złoto w dolarach, to złoto było drogie i bliskie historycznego rekordu, ale jeżeli wyceniamy złoto w bitcoinach lub amerykańskich akcjach, to okazuje się że jego cena drastycznie spadła w ostatnich kilkunastu miesiącach. I to właśnie ten aspekt dał paliwo cenom złota.
Sytuacja jest nietypowa z kilku powodów. Najczęściej bywało tak, że gdy indeksy giełdowe spadały, to inwestorzy szukali bezpiecznej przystani i rósł kurs złota.
Najnowsze dane o inflacji z USA zdecydowanie nie były dobre, ale rynki finansowe praktycznie zignorowały je. Bardzo szybko po publikacji indeks dolara zaczął tracić, a Wall Street powędrowało na nowe historyczne szczyty, napędzane sztuczną inteligencją, której wpływ widoczny był w kwartalnych wynikach spółki Oracle. Wielu inwestorów taka reakcja zaskoczyła, ponieważ drugi miesiąc z rzędu wyższy od oczekiwań odczyt CPI postrzegany był jako potencjalny krótkoterminowy „zapalnik” do korekty wśród ryzykownych aktywów i wzrostu rentowności. Tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę argumentację wyższego odczytu w styczniu jednorazowymi czynnikami sezonowymi, związanymi z otwarciem nowego roku. Rynek nie przejął się danymi i wciąż gra jednak agresywnie na powolne odejście Fedu od narracji higher for longer; wyższe dane inflacyjne odebrał raczej jako nieodłączny element perspektywy miękkiego lądowania. Wyższy odczyt mógł 'uspokoić' niektórych zmartwionych koniunkturą gospodarki, ponieważ jeśli ta miałaby gwałtownie spadać, obserwowalibyśmy raczej niższe od oczekiwań dane.
Dane CPI z USA wskazały na 3,2% wzrost wobec 3,1% prognoz i 3,1% poprzednio, przy 3,8% odczycie inflacji bazowej wobec 3,8% prognoz i 3,9% poprzednio. Do niższego raportu dołożyły się niższe ceny samochodów używanych (spadek o 3,4% r/r), choć ceny usług z wyłączeniem czynszów wzrosły o 3,9% r/r.
Okresowo nieznacznie wyższe, od prognoz (choć wciąż bliskie celu Fed) dane o inflacji Wall Street może widzieć raczej jako nieodłączny element narracji zorientowanej na 'soft landing' i mocnej gospodarki, niż bezwzględnie negatywny komponent ryzyka, sugerujący, że Fed nie cofnie się przed utrzymaniem stóp bez zmian. Ostatnie komentarze członków Fed sugerowały, że bank nie będzie sugerował się wybiórczymi odczytami inflacji, a ogólną sytuacją w gospodarce i polityce monetarnej. W tym kontekście cięcia mniej więcej w połowie roku wydają się wciąż przesądzone, choć wcale nie muszą rozpocząć się w czerwcu.
- Jesienią 2023 r. rynki założyły sobie, że koniec problemów inflacyjnych jest już bardzo bliski i można ten problem zdjąć z pola widzenia – komentuje ekspert XTB. – Fed w końcu też zmienił narrację i dał rynkom zielone światło do rekordów na giełdach, do wzrostu cen kryptowalut i złota.
Bank centralny Japonii też pomógł nadmuchać globalne wyceny. O ile często myślimy o polityce EBC czy nawet Fed w ostatnich dwóch dekadach jako bardzo ekspansywnej, na tle Banku Japonii wszystko inne jawi się jako restrykcyjne. Po raz ostatni stopy procentowe w Japonii rosły w… 2007 roku! Z kolei od roku 2016 Bank Japonii pozostaje w reżimie ujemnych stóp procentowych. W tym czasie Fed zdążył już przeprowadzić dwa pełne cykle podwyżek stóp. Być może w Polsce wzrost płac o 5-6% nie robi wrażenia, ale w Japonii, gdzie średnia inflacja w ostatniej podwyżki z 2007 roku wyniosła niewiele ponad 0,5% to zupełnie inna historia. W obliczu takiego tempa wzrostu Bank Japonii widzi szansę na przyspieszenie inflacji. Jak bowiem nazwać sytuację, w której bank centralny jest posiadaczem ponad połowy wyemitowanego przez rząd długu, a poprzez ETFy kontroluje ok. 7,5% kapitalizacji japońskich spółek notowanych na giełdzie?
Zakładając, że Japończycy faktycznie podniosą stopy, pozostaje pytanie o konsekwencje. Mogłoby się wydawać, że podwyżka z -0,1 do 0% niewiele zmienia. Ale pamiętajmy, że mówimy o zmianie obrazu, który pozostawał niezmienny od lat. Taka zmiana byłaby naruszeniem carry trade (stopy w USA mają zacząć maleć, a w Japonii rosnąć), mówimy o możliwej presji na rynek długu na całym świecie, mówimy o możliwej zmianie perspektywy (szczególnie jeśli umocni się jen) dla rynku akcji, gdzie przez lata toczyła się gra do jednej bramki. Reakcje rynku zazwyczaj nie są proporcjonalne, szczególnie w odpowiedzi na „epokowe” wydarzenia. Inwestorzy na to oczekiwali, dlatego jen się wzmacniał, a dolar osłabiał.
- Paradoksów na rynkach dzisiaj nie brakuje – podsumowuje P.Kwiecień z XTB. – Cykl koniunkturalny został zaburzony covidem, a ekonomiści zastanawiają się dlaczego trwające już silne zacieśnienie pieniężne w wykonaniu banków centralnych, a zwłaszcza Fed-u, nie ma większego wpływu na gospodarkę.
Podwyżki stóp procentowych nie wywołały recesji, a tego mocno się obawiano, to teraz będzie jeszcze lepiej, pierwsza obniżka stóp procentowych w wykonaniu Fed oczekiwana jest w czerwcu lub w lipcu.
A wracając do złota i jego ceny, to perspektywy długoterminowe są dobre dla inwestujących w dolarach. Polscy inwestorzy są jednak w gorszych nastrojach, ponieważ ostatnio złoty mocno się wzmocnił.