Zając na rynkach walutowych, czyli nowe konflikty zastępcze
Trwa testowanie sytuacji po koronawirusie i po wyborach w USA. Japońska waluta odrabia straty. To efekt napięć w Azji. Co ciekawe, na razie nie reagują na nie globalne giełdy. Czy zatem reakcja na walutach jest przejściowa?
Kurs jena wzmacnia się od 8 czerwca, gdy za japońską walutę trzeba było zapłacić 3,58 zł, a w połowie czerwca już 3,67 zł. Dla porównania, za dolara płacimy 3,90 zł.
Nerwowo jest na Półwyspie Koreańskim. Po odwilży z 2018 roku nie ma już śladu – Korea Północna zerwała wszelkie stosunki ze swoim sąsiadem z południa, w tym przestała odpowiadać na telefony, które w ostatnim czasie były przeprowadzane regularnie. Oficjalnie powodem dla takiej decyzji są… balony z ulotkami, wysyłane z terytorium Korei Południowej przez uciekinierów z północy. Ponieważ mieszkańcy Korei Płn. mają dostęp do takich informacji, jakie zechce udzielić im władza, ulotki wysyłane są w celu „uświadomienia” ich w sytuacji. Czy może to być pretekst do większego konfliktu? Mówi się o tym, że Kim Jong Un ma problem, gdyż COVID wbrew oficjalnym statystykom dał się mocno we znaki i zwrócenie uwagi na „wspólnego wroga” ma odciągnąć ją od problemów w kraju, a być może też prowadzić do uzyskania pomocy.
- To kolejny epizod w wieloletnim konflikcie między tymi dwoma krajami, a prawdopodobnie Korea Północna chce zwrócić na siebie uwagę świata, aby uzyskać większą pomoc finansową – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. – Dla inwestorów jest to o tyle ważne, że obawiają się konfliktów w Azji, ze względu na różne konsekwencje odnawianego sporu Chiny-USA.
To właśnie z tego powodu inwestorów zaniepokoił tlący się konflikt na linii Chiny – Australia. Pekin zaostrza retorykę wobec żądań przeprowadzenia niezależnego śledztwa dotyczącego źródła koronawirusa przez australijskie władze. Chińskie władze odradzają obywatelom podróż do Australii, a studentom pobieranie nauk w tym kraju. Na razie wpływ na szeroki rynek jest niewielki, ponieważ napięcia na linii z USA przycichły.
Czy Australia odgrywa tu rolę „zająca”? Administracji Donalda Trumpa konflikt na linii z Chinami jest teraz nie na rękę – przed wyborami zależy mu na jak najmocniejszym ożywieniu gospodarczym oraz wzrostach na rynku akcji. Starcie z Chinami utrudniłoby to pierwsze i zniweczyło drugie. Trump ostatnio w sondażach wypada coraz gorzej (m.in. przez protesty na tle rasowym w USA) i być może, jeśli sytuacja nie będzie się poprawiać, wyciągnie „chińską kartę”. Na razie jednak ewidentnie chce wyciszyć temat, dlatego też reakcja na spięcie z Chinami ogranicza się do rynku walut, szczególnie w Azji.
Dolar australijski tracił na wartości względem amerykańskiego oraz jena. W konsekwencji tracił też złoty, także wobec franka. Czy ten ruch okaże się trwały?
- Spór Australia-Chiny to konflikt zastępczy, Chiny chcą przetestować jak daleko mogą się posunąć wobec Australii, która jest bardzo bliskim sojusznikiem USA – wyjaśnia ekspert XTB. – To, że rosną napięcia związane z Hongkongiem i Tajwanem, z sytuacją na granicach Indii - zwiększa ryzyko dla inwestorów, a to ryzyko nie jest jeszcze wycenione, prawdopodobnie powróci w większym stopniu po wyborach prezydenckich w USA. Z tych właśnie powodów Australia odgrywa rolę „zająca”.